wtorek, 3 marca 2009

Pierdy śmierdy

Nazywam się Maciej Czerniawski i jestem tu, by zadać wam pytanie:
Czy człowiekowi nie należą się owoce jego pracy?

NIE! - mówi człowiek w Waszyngtonie. Należą się najuboższym.
NIE! - mówi człowiek w Watykanie. Należą do Boga.
NIE! - mówi człowiek w Moskwie. Należą się wszystkim.

Odrzuciłem te odpowiedzi. Zamiast nich wybrałem coś innego.
Wybrałem to co niemożliwe. Wybrałem...

A chuj z tym! Wybrałem Street Fightera IV.

środa, 25 lutego 2009

Bohaterowie młodości ;)

Daigo Umehara to kawał skurwysyna. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych graczy w Street Fightera, jeden z najlepszych Ryu/Kenów w historii. Co jest takiego wyjątkowego w 27 letnim japończyku? Jego manual(czyt. zdolności manualne) - to, co graczom z najwyższej półki wychodzi czasami, Daigo napierdala bez mrugnięcia dupą. Podejrzewam, że byłby w stanie wygrać ze mną grając rzęsami. Akcja, dzięki której zasłynął, na zawsze przejdzie do historii fighterów 2D. Turniej Evolution 2004 w Londynie, Street Fgihter 3 3rd Strike, finał, znakomity przeciwnik - Justin Wong grający Chun-Li. To się działo:


Wyjaśnienie: Daigo grał Kenem (biały strój), został mu 1 pixel energii, Justin Wong chciał mieć wygraną w kieszeni więc odpalił hou-yoku-sen, bo zabiera ok. 9% energii, gdy jest zablokowany. Daigo by nie miał szans. Ale jak już mówiłem, to kawał skurwysyna. Sparował wszystkie 15 ciosów, w tym ostatni w powietrzu i wyjebał Wongowi takie shippuu-jin-rai-kyaku, że ten mógł się tylko zesrać na różowo. Nic wielkiego? Cóż, sparowanie jednego ciosu z super-combo wymaga wychylenia gałki w stronę atakującego w DOKŁADNEJ 1/60(JEDNEJ SZEŚĆDZIESIĄTEJ) części sekundy. Cios-dwa może się udać, ale 15 z rzędu? Totalne mistrzostwo, nadludzki manual, no i reakcja publiczności... Gdy po raz pierwszy zobaczyłem ten film, myślałem, że to jakiś montaż, niemożliwe itp. ale to się stało naprawdę. Wiem, jestem głupi że się wkręcam w takie klimaty, ale strasznie mnie to jara.

Do tego ma wszystkie cechy szefa wszystkich szefów: małomówny, perfekcyjny, nie okazujący żadnych emocji (po akcji na evo nawet się nie uśmiechnął, ba, nawet mu powieka nie drgnęła).

Dzisiaj Daigo kopie dupy w Street Fighterze IV. Ciekawi mnie, czy był bym w stanie zadać mu chociaż jeden cios.

W życiu nie osiągne takiego poziomu, ale to nic. Ważne, że czerpię straszną przyjemność z wpierdalania shoryukenów, a po walnięciu kontr-shinryukena wyje jak pojebany.

Sranie w banie

Wczoraj Pyza, w sensie moja małżonka, miała egzamin na prawo jazdy. Teoria zdana, praktyka nie. Nie ma tragedii. Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego nic się nie zmienił. Same stare jebane siwe dziady, które się przypierdalają do byle gówna. Zabić to mało. Organizacja też rewelacyjna - egzamin teoretyczny o 14:05, do samochodu można wsiąść nie wcześniej jak po 16stej... i stój sobie na mrozie jak idiota.

Miało być pełno roboty, bo nowa strona, nowy serwer, a tu chuj. Ciągle coś nie działa, coś zmieniają, nie można się niczego dotknąć - więc jak zwykle siedzę jak idiota 8h przed monitorem i klikam w jakieś gówna, zamiast robić coś pożytecznego, na przykład grać w SF IV.

SF IV powoduje agresję. Na szczęście nie u mnie, tylko u mojej żony. Mam taką wczuwkę, że nie widzę nic poza grą, choćby obok mnie wyginała się jakaś xxxlaska, paliły mi się plecy, mieszkanie by zalewała powódź - nie zauważył bym. W związku z tym Towarzyszka Życia ma pewne pretensje, ale Ona po prostu nie rozumie, że w obecnej chwili nie ma nic ważniejszego niż przejście trybu arcade 22 postaciami, aby odblokować Akumę, Goukena i Setha. Do tego challenge czekają nieruszone, a jeszcze trzeba skopać parę dup na Live. Życie z graczem budzącym się z letargu nie jest łatwe, ale ja nikomu nie kazałem za mnie wychodzić, hehe ;)

Do tego wszystkiego straszy debet na koncie, a dla mnie teraz priorytetem jest zakup arcade sticka, najlepiej Hori Real Arcade Pro EX, ale siedzę cicho, bo fala krytyki i patelnia w głowę są jedyną odpowiedzią na moją "zachciankę".

Zapomniał bym o ważnej życiowej zmianie. Z Lucky Strike'ów Blue przerzuciłem się na Lucky Strike'i Original Red. Ładniejsze opakowanie ;]

Ten blog dobitnie świadczy o tym, jaki jestem pojebany. Wiem, że i tak nikt tego nie przeczyta, więc przekaz podprogowy: boga nie ma.

sobota, 21 lutego 2009

Street Fighter IV

Powiem krótko, bo jestem wypity, bo teściu z trasy wrócił(na tirze jeździ, to jak wraca, nie ma lekko z alko) - Street Fighter IV to gra, której potrzegował każdy Gracz przez duże G. To jedyna prawowita kontynuacja Street Fightera II(sorry SF III, byłeś zajebisty, ale tego... no..), nad którym wszyscy się śliniliśmy wieki temu. To pierwsza gra na X360, która po 1,5 roku zmusiła mnie do zakupienia 3 miesięcznego live'a - tylko po to, żeby napierdalac frajerom Shoryuu-reppy i inne Shinryukeny. Miód jaki wylewa się z ekranu jest tak gesty, że nie denerwuje się kiedy przegram z kimś na Live, co nie zdarzyło się od COD4. Kurwa, moja żona już nienawidzi SF IV, bo pomimo jej, 1,5 rocznego dziecko, każdą wolną, bądź też nie nie, spedzam na pykaniu Hadoukenów frędzlom z całego śwata. Ta gra jest po prostu boska. Zdaje sobie sprawę z tego, że wielu ludzi się zawiodło - mieli straszny hype, ale są świeżakami i nie kumają magii SF. Buractwo nie popłaca. SF IV to najlepsza rzecz, która się mogła zdarzyć tej generacji konsol. Rzekłem.

czwartek, 19 lutego 2009

Tak tytułem wstępu

Nie napiszę jak się nazywam, bo jeśli tu trafiłeś/aś to pewnie wiesz. Piszę sobie czasami co mi siedzi w głowie, bo czasami mam za dużo czasu wolnego w pracy. Po przejrzeniu wykopów/diggów/torrentów/digiartów/gazetów/pornosów/mejlów/gadów/irców/naszychklasów często jeszcze mam chwile i nie mam co ze sobą zrobić. To se zaczne pisać, co se mam nie zacząć. Siedzę właśnie w sklepie. Ściągnęli mnie z magazynu, bo szefostwo pojechało za granice sprzedać towar. Kryzys jest to trzeba sobie jakoś radzić. No i tak siedzę... Okolica dworca głównego, to i klientela "na poziomie", dokładniej rzecz biorąc na poziomie 12% aromatyzowanym owocowym. W sklepie piździ, bo konwektorek nie daje rady, na faje muszę wychodzić na zewnątrz. Dzwonią sami idioci. Naprawdę. Ja rozumiem być mało rozgarniętym, ale stopień zidiocenia klientów i niedoszłych klientów jest przerażający. Pocieszający jest fakt, że najprawdopodobniej dzisiaj położę łapska na Street Fighterze IV. Oj, będzie się działo, czas przypomnieć niektórym osobistościom, że ma się najlepszego manuala na zachodnim brzegu Odry, hehe. Dzisiaj też tłusty czwartek, co objawia się tym, że jak się nie stało pod piekarnią od 5 rano, to na pączka można popatrzeć sobie w kolejce gdzieś w okolicach godziny 14:00. Wybór też elegancja francja. Całe 2 rodzaje. Jeszcze 2,5h bezczynnego siedzenia. Kurwa, dzowni buc że zamówił grę, przelew zrobił w poniedziałek i gra według niego powinna zostać wysłana we wtorek. Została wysłana w środę. Pretensje jakbym mu co najmniej matkę zabił. Skąd się tacy ludzie biorą? Chyba zmienie zawód na rzeźnika albo zacznę hodować szczuromałpy, bo niedługo przez tych idiotów coś mnie strzeli.

Daj się zrobić w chuja na zielono


Nadszedł czas rozliczeń z urzędem skarbowym, więc to idealny czas łowów sępów i hien. Generalnie nie jestem wielkim fanem fundacji charytatywnych i innych takich, bo najczęściej puszczają reklamy z poważnie chorymi dziećmi kiedy właśnie jem obiad przed tv. Nie jest to zbyt apetyczne. Skoro mam komuś przekazać 1% podatku (bo skurwysynom ze skarbówki się nie należy), to niech to faktycznie idzie na jakiś szczytny cel - worek jabłek dla amerykańskiego koszykarza Noteci Inowrocław, kredki dla dzieci z domu dziecka, piłkę do kosza dla jakiejś bidnej szkoły czy coś. Wtedy wkraczają ekolodzy. JAK JA TYCH KURW NIE NAWIDZĘ! Jak zobaczyłem ten billboard, jak na fotce powyżej, to myślałem że się do niego przykuje łańcuchami i będe krzyczeć "z którego lasu dorzecza Amazonki wzięliście huje drzewa na ten papier?". Ekolodzy to większe chuje od polityków. Z polityków można się przynajmniej czasami pośmiać, bo większość z nich nie grzeszy intelektem, ale fakt faktem gówno robią. Za moje, Twoje, nasze pieniądze. Społeczeństwa w sensie. Ekolodzy to z kolei banda brudnych harcerzyków którzy bronią naszej planety przed takim "zagrożeniem" jak cywilizacja. Nie można być bardziej obłudnym od ekologa. Wiezie swoją brodę z łoniaków i długie tłuste baty przez pół polski w golfie jedynce, który smrodzi tak, że faktycznie można się zastanowić czy nie robi kuku atmosferze, przykuwa się łańcuchami do drzewa, bo "jak zrobicie tu drogę, to ziemia będzie płakać, a jeszcze tu żyją takie żabki co ich nigdzie indziej nie ma". No do huja. Rozumiem przegrać normalne życie i zostać ekologiem, wkręcić się w ratowanie świata, ale ja pierdole, mam doginać 40km więcej po dziurawych drogach, bo jakby mi zrobili nową to by fascynujące żabki z gatunku żabus niespotykanus rex wyginęły? To może od razu popełnijmy wszyscy zbiorowe harakiri, bo przeszkadzamy zwierzątkom i roślinkom. No kurwa.  To że jego 20 letni golf jedynka emituje tyle spalin co 20 nowych samochodów razem wziętych, przy produkcji choćby jego ciuchów "niszczone" jest środowisko, to chuj, ważne że żabki przeżyją. Ale wróćmy do podatków. Dam ten jeden procent na grinpis i co? Dołożą lodu na antarktydzie? Wstawią tam za moje pieniądze kostkarki i zamrażalniki marki "Mińsk"? Nie, za te pieniądze będą jeździć po Polsce i okolicach i utrudniać wszystkim wszystko, bo kurwa trawkę boli jak się na nią butem nadepnie.  Myślałem że czas tych oszołomów minie, ale gdzie tam. Przez to że jacyś idioci ich sponsorują, biorą młodych ludzi, żeby za 8zł/h przeprowadzali idiotyczne ankiety w centrach miast. Fajnie, daje im siano za to, żeby później mnie jakiś pryszczaty gimnazjalista zaczepiał i mówił że trzeba ratować planetę. Nigdy! Chyba najwyższy czas założyć fundację, z ekipą powpłacamy sobie po tym 1 procencie, a z tej kasy będzie na prawdziwe procenty. Żłoby nie dostaną, a my się chociaż napijemy jak ludzie.